wtorek, 28 czerwca 2016

Ma Gdańsk Grassa, Wejherowo ma Schmandta

Ma Gdańsk Grassa, Huellego czy Chwina, Wejherowo ma Piotra Schmandta. W każdym razie literackie Kaszuby na pewno nie ograniczają się tylko do Trójmiasta, tym bardziej, że to twór sam w sobie niezwykle młody. Co prawda odległości niewielkie, ale różnice w mentalności mieszkańców przeogromne. Tak to jest, gdy porówna się metropolię z prowincją.
Rzecz tym razem jednak dotyczy czasów, gdy Gdańsk zwał się Freie Stadt Danzig (Sopot Zoppot, a Gdyni w ogóle nie było), zaś Wejherowo – Neustadt in Westpreußen. To historia, która z dzisiejszej perspektywy wydaje się tak bardzo odległa, choć liczyć ją można wciąż nie w setkach, ale zaledwie w dziesiątkach lat zaledwie. I jak to z historią bywa, podlega ona różnym interpretacjom i egzegezom. Są w niej nurty patetyczne i wzniosłe, są też z pozoru błahe i niepozorne. Do tych drugich zwykło się zaliczać opis życia codziennego, nobilitowany dopiero pod koniec XX w.
I do takiego nurtu historii nawiązuje właśnie Piotr Schmandt. Spokojne pruskie miasteczko na przełomie XIX i XX w. Pruski mur, pruski bruk, pruski ordnung, zabór pruski, nie wiadomo tylko, co z dziedzicem Pruskim, jakże na nim mundur leży. A jak coś niepruskie, to mniej doskonałe, bo zaledwie kaszubskie. Zatem zbrodnia w mieście nad rzeką Redą staje się zaprzeczeniem pruskiego porządku. Wówczas w trybie nagłym musi interweniować przybywający z centrali, czyli aż z Berlina inspektor Ignaz Braun. Taki los, gdy za żonę weźmie się wejherowiakę.
Schmandtowa trylogia „Sprawy Inspektora Brauna” sprawi przyjemność zarówno miłośnikom literatury kryminalnej, jak i historycznej. Wierzę, że istnieje wręcz liczna grupa łącząca te zainteresowania. Gdy nadchodzi czas wakacji, a prognozy długoterminowe są zachęcające, nad Zatokę Gdańską przybywają tłumnie turyści, gnani żądzą ogrodzenia dwóch metrów kwadratowych piachu, aby w intymności spożywać piwo, przyspieszające proces nabywania oparzeń słonecznych dowolnego stopnia (im więcej piwa, tym poparzenie donioślejsze). Jeśli jednak prognoza okaże się nietrafna, a piwo za ciepłe, wówczas warto sięgnąć po powieści Piotra Schmandta, aby nie tylko sprawdzić, kto zabił, ale także dowiedzieć, jak żyli ludzie przed stu laty, gdy słońce też grzało, piwo też się pieniło, a Wejherowo nazywało się Neustadt in Westpreußen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz